Punkowe klimaty.

Uczyłem się w technikum. Miałem naście lat i głowę zasypaną anarchistycznymi ideałami. Miałem ksywkę “Tybalt”. Grałem w zespole punkowym, jeździłem na koncerty, piłem tanie wino, idąc nonszalancko opluwałem całą szerokość chodnika i zamaszystym pstryknięciem wyrzucałem w górę niedopałki papierosów. Byłem wolny! Byli kumple, byli przyjaciele. Muzyka, smak alkoholu na języku, gitara, dziewczyna. Wszystko czego potrzebowałem. W szkole szło mi nieźle. Moje imprezowe życie zyskało w tym czasie nowy element – narkotyki. No i stało się. Zacząłem bać się niektórych rzeczy. Niektóre czynności, które kiedyś sprawiały mi przyjemność, zaczęły budzić we mnie wstręt. Lęki stawały się nie do zniesienia… Na ulicy czułem się jak łowne zwierzę w lesie pełnym myśliwych. Paranoiczny strach stał się moim nie ustępującym na krok towarzyszem, moim cieniem.

Nic nie miało dla mnie znaczenia, a wszystko zastąpiła zimna obojętność…

Zatraciłem sens i to sens szeroko pojmowany. Nic nie miało dla mnie znaczenia, a wszystko zastąpiła zimna obojętność. W końcu przyszły najgorsze myśli: „Skończę z tym wszystkim raz na zawsze” – powtarzałem sobie w myślach. I stało się. Któregoś wieczoru było ognisko. Przyjaciele, alkohol itd. Byłem pijany. Mówię KONIEC i odchodzę. Niedaleko były tory kolejowe. Poszedłem tam i stanąłem sobie na nich. Rozłożyłem ręce i czekałem. Na horyzoncie pojawił się trójkąt świateł. POCIĄG! Stałem i czekałem wpatrzony w światło. Pociąg nadjeżdżał coraz bliżej. Co było dalej? No właśnie. Usłyszałem dźwięk syreny pociągu i uciekłem. Popłakałem się jak dziecko – zcykorzyłem.

Któregoś dnia zacząłem szukać bez większego sensu różnych informacji o samobójcach wtedy natrafiłem na coś co mnie zaskoczyło. Były to opisy objawów pewnej choroby psychicznej. W całości pokrywały się z tym, czego ja doświadczałem. Wtedy dopiero (po jakichś czterech latach) Uświadomiłem sobie, że jestem chory psychicznie. Od razu poszedłem do lekarza. Opowiedziałem, co mi jest, ukrywając przy tym objaw najważniejszy – chęć na śmierć. Doktor nie mogła uwierzyć mi w to, że ja już od czterech lat mam te stany.

Siedząc przy stoliku w poczekalni na kolejną wizytę u lekarza – spojrzałem przed siebie i ujrzałem niebieską małą książeczkę na stoliku, na którym leżały różne gazety. Było to Pismo Święte. Otworzyłem pierwszą stronę i widzę jakiś taki spis czegoś jakby cytatów. Patrzę, a tam jedna z kategorii brzmi: ‘Pomoc przy decyzjach’. Pomyślałem, że ja mam właśnie ważną decyzję do podjęcia, więc otworzyłem na jednym cytacie stamtąd. Był to List Jakuba 1:5-6 Doznałem jakby olśnienia. Uśmiechnąłem się tylko i powoli odłożyłem książeczkę. Poczułem się cudnie odprężony. Przez te kilka słów, które tam przeczytałem, zrozumiałem stokroć więcej, gdybym przeczytał wiele książek. Te kilka słów… To było jakby napisane dla mnie i tylko dla mnie. To jakby Bóg do mnie przemówił, szepnął mi do ucha: „Tybalt, żyj i ciesz się życiem”.

A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga,
który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania,
a będzie mu dana.
Ale niech prosi z wiarą, bez powątpiewania; kto bowiem wątpi,
podobny jest do fali morskiej, przez wiatr tu i tam miotanej.

List Jakuba 1;5-6

Ponownie wziąłem Pismo Święte do rąk i znów otworzyłem na tym cytacie z Jakuba. Chciałem przeczytać to jeszcze raz, bo jeszcze nie bardzo w to wszystko wierzyłem. Przeczytałem. W tych słowach jest wielka moc, która może pochodzić tylko od tej jednej Osoby. Od Boga. Przekartkowałem kilka pierwszych kartek i zobaczyłem pieczątkę Międzynarodowego Stowarzyszenia Gedeonitów w Polsce. Nie wiedziałem kim są Gedeonici. Ale pomyślałem, że zapiszę sobie ten adres, bo z pewnością ma on coś wspólnego z tym, że ta książeczka znalazła się właśnie w poczekalni Poradni Zdrowia Psychicznego. Potem odbyłem wizytę u lekarza i wróciłem do domu.

Byłem wierzącą osobą. Chodziłem na religię, do kościoła, ale nie miałem w sercu Jezusa. Chyba wiem na czym polegała moja wiara wtedy. Wierzyłem w Boga, bo inni o tym mówili, a skoro tak wielu mówiło, to pewnie musi być Bóg. Teraz na tej podstawie nie buduje wiary. Teraz sam wierzę, bez względu na innych i to co mówią, czy jest Bóg czy nie. Ten mały Nowy Testament wtedy w poczekalni u lekarza, który uratował mnie i wzbudził nadzieję, że będzie dobrze. Moje życie uległo dużej zmianie pod względem zdrowia. Jestem zdrowy, przetrwałem trudne chwile w chorobie depresji. Dzisiaj zostało mi jeszcze naprawić moją psychikę, bo jest bardzo poszarpana przez chorobę. Ale mam dobrego psychologa, mam przyjaciela, znajomych przede wszystkim mam swojego Pana, mam Jezusa.

Historia Marcina pochodzi z książki “Szczęściarz urodzony w PRL-u”
---------

Zamów nieodpłatny egzemplarz Ewangelii Jana.

Bóg szuka Ciebie – chcesz go odnaleźć?

Zachęcamy do udziału w Studium Biblijnym by sprawdzić jak się rzeczy mają.

Nie marnuj czasu i spotkaj się, by porozmawiać o swojej relacji z żywym Panem Jezusem Chrystusem.

Zapraszamy do rozmowy na naszym Czacie - prawy dolny róg strony

Wesprzyj naszą służbę, jeśli chcesz przyłączyć się do głoszenia ewangelii i propagowania chrześcijańskiego stylu życia.


Serwis internetowy www.ewangelia.pl wykorzystuje pliki cookies, które umożliwiają i ułatwiają Ci korzystanie z jego zasobów. Korzystając z serwisu wyrażasz jednocześnie zgodę na wykorzystanie plików cookies.