Jak za pstryknięciem palców.

Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi.

Ewangelia wg, Jana 8;32

Za parę dni będziemy jako naród obchodzić Święto Niepodległości. Święto mówiące o dniu kiedy nastąpiło wyzwolenie spod okupacji, kiedy Polska stała się wolnym krajem. Jednakże kraj to przede wszystkim ludzie, dobrze aby wolny kraj składał się z wolnych ludzi… poniżej przedstawiamy historię człowieka, który stał się wolny, wolny w swoim życiu od nałogów, beznadziei… Zachęcamy do przeczytania i zastanowienia się nad swoim życiem, czy naprawdę Jesteś wolnym człowiekiem?….. Czy wiesz Kto daje wolność, prawdziwą wolność, taką o której każdy marzy…

Trzask zamykanych drzwi rozszarpał pozorny spokój naszych dni. Czuję jak emocje niczym nieokiełznany ogień palą moje myśli, zaciskają zęby, układają palce w pięści. – No dawaj! Powiedz jej coś jeszcze! – wybrzmiewa w głowie głos. – Jesteś zerem. Nikim. I Ty mówisz, że kochasz? – słyszę potępienie w sobie. No właśnie. Czy ja kocham? Czy facet, który deklaruje miłość do swojej żony potrafi ją tak obrzucić brudem, że teraz z góry na dół ocieka łzami? Wdech, wydech. Próbuję uspokoić tę chwilę spoglądając niewzruszonym wzrokiem w ścianę przed sobą. Teraz jest czas na łzy, więc oczekuję jak potok popłynie po mojej twarzy. Nie ma nic. Ani jednej. Czy moje serce jest z kamienia? Czy może być ze mną jeszcze gorzej? Wypowiedziałem o kilka słów za dużo. Wiem, że teraz trudno będzie pozbierać to, co zostało tak, by chociaż spróbować jeszcze nas włożyć do pudełka z napisem „ostatnia szansa”. Raczej jestem pewny, że to już koniec. Pozostanie po nas tylko zgorzkniały album wspomnień. Wszystko się posypało tak…

Mam na imię Szymon. Urodziłem się w dużej, kochającej rodzinie. Dorastałem jako rodzynek otoczony ciepłem, dobrym słowem, wsparciem i troskliwym wzrokiem rodziców. Tak jak prawie w każdej rodzinie nie brakowało problemów, ciężkich dni, niesprzyjających okoliczności i lat kiedy tata zbyt często wylewał za kołnierz. Pomimo tego jako rodzina byliśmy zawsze jedno. Dbaliśmy jeden o drugiego. Od małego miałem świadomość tego, że Bóg istnieje i spogląda na nas w swoim miłosierdziu. Codziennym obrazkiem namalowanym w mojej pamięci jest czas kiedy rodzice przed snem oddawali się wspólnej modlitwie. Nawet tata, czasem ledwo stojąc na nogach padał na kolana. Nie ważne w jakim stanie, jak bardzo pokonany przez swoje słabości, jak bardzo zmęczony. Robił to i wciąż robi codziennie. Od młodzieńczych lat zacząłem udzielać się w lokalnym kościele. Najpierw jako ministrant, później jako animator muzyczny w oazie. Byłem mocno zaangażowany w „Ruch Światło Życie”. Jednym zdaniem można byłoby opisać mnie tak: spokojny, religijny, miły, ułożony chłopak z gitarą. Jednak tak jak mówi stare indiańskie powiedzenie „W każdym z nas walczą dwa wilki. Jeden jest zły. Drugi jest dobry. Który wilk wygra? Ten, którego karmisz”. Pod przykrywką serdecznego uśmiechu mój zły wilk miał się całkiem dobrze. Przez chłopięcą niewinną ciekawość złapał mnie w szpony pornografii. Karmił się tym grzechem jak mlekiem od matki, wzrastając ze mną i nabierając sił, by w końcu przejąć kontrolę nad moim życiem. Czułem się zniewolony, bezradny, zainfekowany brudem od środka. Każda myśl była skażona. Moje motywy, kroki, relacje. Czułem się jak śmieć. Im byłem starszy, tym swobodniejszy miałem dostęp do pokarmu, który tak łechtał moją ciemną stronę. Pojawiły się papierosy, alkohol, różnego rodzaju narkotyki. W wieku dwudziestu jeden lat poza głębokim wyniszczającym zniewoleniem od pornografii silnie uzależniłem się od marihuany. Stała się ona dla mnie codziennością, nieodłącznym elementem mojego istnienia. Obrazek grzecznego chłopca, który od lat przyklejony był do mnie, bardzo pomagał mi funkcjonować bez wzbudzania żadnych podejrzeń. Pozornie szczęśliwy chłopak z gitarą powoli umierał od środka. Nie potrafiłem już dłużej tak żyć przykryty płaszczem obłudy. Coraz bardziej męczyłem się z samym sobą. Wyjechałem do Anglii pozostawiając za sobą resztki mojego muzycznego życia. Początki na emigracji były bardzo intensywne. Pracowałem po to, by imprezować. Imprezowałem po to by, zagłuszyć wrzask, który wydobywał się z mojego pustego serca. Po paru miesiącach poznałem moją przyszłą żonę Klaudię. Ona miała i ma nadal to coś, czego nie da się dokładnie określić. Jest po prostu brakującym puzzlem mojego życia. Zakochałem się. Mimo, że w Polsce dzieliło nas tylko dziesięć kilometrów to musieliśmy wylecieć tak daleko, by nasze drogi mogły się zetknąć. Razem wpadliśmy w wir szaleńczej pracy. W weekendy odreagowywaliśmy dużą ilością alkoholu. Niczym rozpędzony pociąg jechaliśmy po bandzie, na limicie, nakręceni chorym światem. Zdawało się, że nic nas nie zatrzyma, ale tak było tylko do czasu.

To nas całkowicie rozwaliło.
My sobie tak carpe diem na całego,a tu życie…

Telefon z Polski przyniósł wiadomość o tym, że mama Klaudii znalazła się w szpitalu w krytycznym stanie. To na dobre zaciągnęło hamulec w naszym życiu. Za parę godzin byliśmy już w kraju, gdzie przez dwa tygodnie spędzaliśmy całe dnie na oddziale szpitalnym, by pomagać przy opiece. Widziałem jak ludzie umierają, jak cierpią z powodu bólu, którego nawet morfina nie mogła uśmierzyć. Słyszałem jak szpitalne ściany przesiąknięte są modlitwami, jak podłoga jest naznaczona gorzkimi łzami, jak przez okno codziennie nieśmiało zagląda w promyku słońca nadzieja. To nas całkowicie rozwaliło. My sobie tak carpe diem na całego, a tu życie jest takie kruche, tak nieprzewidywalne, tak drogie i tak lekką ręką sprzedawane za ten cały chłam i chwilę sztucznego uśmiechu. Śmierć mamy ściągnęła nas z chmur i wbiła w ziemię. Wracając do Anglii mieliśmy ze sobą bagaż pełen postanowień i celów. Uznaliśmy, że nie ma na co czekać. Odżyła w nas książka, którą kiedyś dostaliśmy od znajomych i która opowiada o pewnym z pozoru niesamowitym sekrecie. Wszystko możesz mieć. Wszystko ci się należy. Możesz być tak bogaty, jak tylko zechcesz. Wystarczyło tylko nastroić swoje życie i myślenie, by przyciągnąć to do siebie. Zaczęły się wielogodzinne medytacje, wizualizacje nowego życia, a wszystko to ubrane w podprogową muzykę. Nasza podświadomość zaczęła być torpedowana stekiem kłamstw przez subliminalne afirmacje, które miały za zadanie sprawić, byśmy stali się całkowicie innymi ludźmi. Wraz z upływem dni narastał w nas dziwny niepokój, który jak wyczytałem, trzeba było przejść, by złamać całkowicie stare życie w sobie, robiąc miejsce dla nowego siebie, obrzydliwie bogatego i ubranego w sukces małego człowieczka. Cały ten nadmuchiwany balon nagle pękł. Wszystko się posypało tak, jak nigdy dotąd.

Usiadła obok mnie, a jej bliskość zaburzyła moje nowo powstałe myśli.
Nie wiedziałem czy chcę ją przytulić, odepchnąć od siebie czy po prostu uciec z pokoju.

Zawsze kiedy się pokłóciliśmy wieczorem był czas godzenia, trudnych rozmów, zapewnień o głębokim uczuciu, wspólnego milczenia w ramionach. Tym razem było inaczej. Każdy z nas osobno poszedł spać. Zasypiając słyszałem płacz Klaudii, taki do poduszki z gorzkimi łzami, który potrafił skruszyć moje serce, lecz nie tym razem. Nie rozumiałem dlaczego wrażliwość, którą miałem nagle stała się kamieniem przywiązanym u szyi, który ściągał mnie w coraz głębsze otchłanie bezsensu. Kolejny dzień był klasycznym dniem małżeństwa z kryzysem. Bez rozmów, z ulotnym spojrzeniem i ze wspólnie wypitą w milczeniu kawą. Kiedy zamknięty w pokoju leżałem na łóżku wpatrzony w sufit, nie mając w sobie żadnych emocji, nagle cisza została przerwana lekkim pukaniem do drzwi. – Pewnie Klaudia chce się pogodzić, ale ja nie mam na to żadnej ochoty – pomyślałem. Niepewnie weszła do pokoju. Obraz wymalowany na jej twarzy był bardzo dziwny. Wyglądała tak jakby ktoś zanurzył pędzel w słodko gorzkiej farbie i próbował namalować coś, czego do końca sam nie rozumie. Usiadła obok mnie, a jej bliskość zaburzyła moje nowo powstałe myśli. Nie wiedziałem czy chcę ją przytulić, odepchnąć od siebie czy po prostu uciec z pokoju. Czułem jak moje serce wchodzi na wyższe obroty, jak zaczyna mi się robić ciepło, nieswojo, a zarazem swojo. – Szymon, myślę, że powinieneś to zobaczyć – powiedziała spokojnie. Podała mi do ręki telefon. Zerknąłem na ekran, sprawdziłem adres, menu, zawartość. – Szukajacboga.pl? Co to ma być? Przecież ja nie chcę i nie szukam Boga! – odparłem trochę poirytowany. – Tak wiem, ale proszę zobacz ze mną chociaż jeden filmik. Tutaj w zakładce „moja historia” ludzie opowiadają dziwne, ale zarazem ciekawe rzeczy – delikatnie nalegała. – To pewnie jakaś sekta. Oni zawsze łapią słabych, rozbitych ludzi kiedy przechodzą kryzys w życiu. Obejrzę jeden filmik i będzie po temacie. Nie chcę się już kłócić. Akurat na to mam najmniejszą ochotę – pomyślałem przytakując Klaudii. Zanim się zorientowałem zegar powoli dawał znać, że już czas na to, by pozwolić kolejnemu dniu odejść we wspomnienia. Kończyliśmy oglądać dziesiąte świadectwo z kolei. Milczeliśmy wsłuchani w każde słowo, rzucając do siebie co jakiś czas spojrzenie ubrane w iskierkę nadziei. Pomimo tego, że na zewnątrz nie było po mnie widać emocji wewnątrz czułem jak moje serce płacze. Bez słowa rozeszliśmy się do osobnych pokoi pozostawiając za sobą niezliczoną ilość pytań w zawieszeniu. Tej nocy bardzo długo czekałem na sen. Otulony myślami zastanawiałem się czy Bóg, którego dotychczas poznałem, jest tym samym Bogiem przynoszący przełomy i nowe życie, tak charakterystyczne w historiach, które tego dnia poznałem. Było w nich coś czego nie potrafiłem nazwać. Brakowało mi słów, bym mógł ułożyć z nich odpowiedź dla siebie, ale byłem pewien tego, że chcę więcej. Chcę poznać jeszcze więcej historii nawróceń, bo słuchanie ich przynosiło mi niezrozumiałą ulgę i wprowadzało światło do najciemniejszych myśli kłębiących się w mojej głowie. Kolejnego dnia obejrzeliśmy do końca wszystkie „moje historie” dostępne na stronie, ale wciąż było nam mało. Prawdziwą kopalnią okazał się YouTube. Dzięki temu w ciągu paru dni usłyszałem jak kilkadziesiąt osób dzieli się tym jak Bóg zmienił ich życie. Mnóstwo historii było tak niesamowitych, że kończyłem słuchanie ich z przysłowiową „opadniętą szczęką”. Wiele z nich dotykało mnie tak bardzo, że zapomniane łzy zaczęły dawać o sobie znać, a po niektórych sam nawet nie wiedząc o tym, oddawałem chwałę Bogu. Temu samemu, który wydawał się tak odmienny, niż moje dotychczasowe zdanie o Nim. Pomimo tego, że każda historia była napisana innymi słowami, każda miała swój niepowtarzalny styl, ekspresję i różne okoliczności to były one naznaczone jednym wspólnym imieniem, którym jest Jezus. Uświadomiłem sobie, że nigdy Go nie znałem. Moje pojęcie o Nim budowane było na fundamencie obcego zdania, sugestii innych, czy ślepemu zawierzeniu w to, że tak po prostu jest bez prostego „sprawdzam to”. Postanowiliśmy razem z żoną, że trzeba to zmienić. Pierwsze co zrobiliśmy to zaopatrzyliśmy się w Biblię i zapisaliśmy się na kurs „Dlaczego Jezus?”, który był dostępny na stronie internetowej szukajacboga.pl. Przez najbliższe kilkanaście dni słowa Ewangelii zapisane na kartach Pisma Świętego zaczęły nas w niezwykły sposób dotykać. Czułem się tak, jakby ktoś przeprowadzał operację na moim sercu, rozkuwając nałożone na siebie warstwy kamienia. Kurs bardzo zachęcił nas do tego, by nawiązać relację z Bogiem. Odpowiedział na wiele nurtujących pytań, a przede wszystkim rozpalił nas do tego, by zacząć regularnie czytać Biblię. Kolejne dni wyglądały tak samo. Praca, powrót do domu, obiad i reszta dnia wypełniona szelestem przewracanych stron Pisma Świętego. Zagłębialiśmy się w to, co Bóg miał nam do powiedzenia. Światło płynące z tych słów zaczęło odsłaniać nam jak bardzo święty jest Bóg i jak bardzo grzeszni jesteśmy my; jak bardzo On nas ukochał i jak bardzo potrzebujemy Jego Miłości, by móc żyć. Wszystko co wcześniej wiedziałem na temat Jezusa zaczęło się jawić w całkowicie odmiennych kolorach. Tak jakby ktoś ściągnął łuski z moich oczu i pozwolił w całkowicie nowy sposób patrzeć na życie. Na przykład wiedziałem, że Jezus umarł za nas wszystkich na krzyżu, ale nie potrafiłem spojrzeć na to z takiej perspektywy, że On umarł właśnie za mnie. Myślałem też, że będąc dobrym człowiekiem dostanę bilet do nieba, a Boże Słowo mówi, że każdy człowiek zgrzeszył i za każdy grzech należy się śmierć. Choćbym był najbardziej prawy i dobry ze wszystkich to i tak mój koniec bez Jezusa będzie tylko jeden. Zrozumiałem, że zbawienie jest z łaski poprzez wiarę i że to jest Boży dar, a nie moje starania. Choćbym nie wiadomo co robił i jak się prężył to nie jestem w stanie zmienić tego, że to właśnie Jezus zapłacił za moje zbawienie w pełni. Jego ofiara jest doskonała i kompletna. Kiedy to co dokonało się na krzyżu dla mnie dotknęło najbardziej czułego miejsca w moim sercu zostałem totalnie złamany i powalony Jego Miłością. Nie mogłem się pozbierać przez kolejne dni wołając do Boga: – To niesprawiedliwe. Czym sobie zasłużyłem na Twoją Miłość? W odpowiedzi słyszałem tylko dwa słowa: – Kocham cię.

Nie potrafiłem tego nazwać,
ale widziałem, że już nigdy nie będę taki jak wcześniej.

Końcem kwietnia 2014 roku wraz z moją żoną utopieni we łzach, pokutując na kolanach i odwracając wzrok od naszego grzesznego życia wspólnie zawołaliśmy do Boga, by przyszedł i nas zbawił. Uczyniliśmy Jezusa naszym Panem i zbawicielem powierzając mu siebie i deklarując chęć chodzenia Jego drogami. To co się stało tego wieczoru Biblia nazywa „nowo narodzeniem”. Rano spoglądając do lustra nie zauważyłem żadnej różnicy w moim odbiciu, jednak w środku we mnie coś się stało. Nie potrafiłem tego nazwać, ale widziałem, że już nigdy nie będę taki jak wcześniej. Stałem się inną osobą. W sercu pojawił się pokój, którego nigdy jeszcze nie doświadczyłem. Czułem się tak jak niewinne dziecko zatopione w ramionach ojca, mające świadomość, że wszystko będzie dobrze.

Pierwszym zauważalnym przejawem nowego życia był brak przekleństw w naszych ustach. Nie potrafiliśmy przełknąć przez gardło ani jednego z nich, nie mówiąc już o tym, by na daremno wypowiedzieć imię Jezus. Wcześniej był to częsty dodatek do naszego słownika. Uzależnienia od tytoniu, alkoholu i marihuany odeszły w niepamięć. Nie chodziło o to, że teraz mi nie wypada. Wiedziałem, że już nie muszę tego robić. Poczułem się całkowicie wolny w moim myśleniu, wolny w moich decyzjach, wolny w moich krokach, wolny w moich wyborach i w całej tej wolności przychodziło mi naturalnie wybieranie tego, co jest miłe w oczach Boga. Zaczęliśmy spędzać ze sobą czas tak jak nigdy wcześniej na rozmowie, modlitwie, czytaniu Biblii. Relacja między nami weszła na całkowicie inny poziom, tak bardzo nieznany a tak bardzo wcześniej upragniony. Pamiętam jak nasz wspólny wieczór zdominowany był przez seriale, filmy, programy gdzie brakowało już miejsca nawet na to, by spytać się tak po ludzku: – Jak się czujesz? Co u ciebie? Teraz już wiem ile straciłem czasu na fikcyjne historie zapominając o własnej, jakże prawdziwej, pełnej miejsc do odkrycia, pełnej chwil, w których można się zachwycić, zakochać na nowo.

Największy cud w naszym małżeństwie dokonał się kilka miesięcy po nawróceniu. Bóg przeniósł nas z miejsca, w którym chcieliśmy zostać parą wychowującą koty, do miejsca, w którym zostaliśmy rodzicami dwójki wspaniałych dzieci. To było niezwykłe jak przez kilka dni nie wiedząc co się dzieje, płacząc z byle powodu, nasze serca przechodziły przemianę, by móc przyjąć w naszym życiu, najcudowniejsze błogosławieństwo niebios jakim jest nowe życie. Parę tygodni później okazało się, że Klaudia jest w ciąży. Nie mając pojęcia co nas czeka, pełni ekscytacji wychwalaliśmy Boga, za to, co nam uczynił. Mieliśmy świadomość jak potężna zmiana dokonała się w nas. Teraz kiedy patrzę na moje dwa skarby, ucząc się od nich miłości jak pierwszych kroków, mogę tylko stwierdzić – Bóg jest bardzo dobry. On naprawdę jest niezwykle dobry.

A co z moją największą zmorą w życiu? ….
Bóg odpowiadając na nasze wołanie …,
tak jak za pstryknięciem palców, całkowicie uwolnił mnie od tego.

A co z moją największą zmorą w życiu? Z wyniszczającym, poniżającym, paraliżującym zniewoleniem od pornografii? Kiedy Bóg odpowiadając na nasze wołanie przyszedł do naszego życia, aby nas zbawić, tak jak za pstryknięciem palców, całkowicie uwolnił mnie od tego. Chwała Bogu! Tak wiele par butów już zdarłem w moim życiu przemierzając drogi, z których nie do końca jestem dumny. Drogi pełne frustrujących zakrętów i odbierających chęci do życia. Nieraz upadłem, potykając się o nierówności mego bytu. Często błądziłem w ciemnościach szukając po omacku promyku światła. I tak jak obieżyświat po żadnej wyprawie nie byłem spełniony, nie miałem dosyć. Kiedy złożyłem u stóp Chrystusa moje życie On nie wyprostował moich dróg, nie pozbawił ich wzniesień, nie usunął kłód rzucanych pod stopy, ale zapewnił mnie o jednym: dokądkolwiek pójdę tam będzie ze mną. Nie moja siła, ale Jego… Kiedy upadnę podniesie mnie. Kiedy się zagubię zostawi wszystko i mnie odnajdzie. Psalm 37:5 „Powierz Panu drogę swoją, Zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni.”

Szymon Marszałek
---------

Zamów nieodpłatny egzemplarz Ewangelii Jana.

Bóg szuka Ciebie – chcesz go odnaleźć?

Zachęcamy do udziału w Studium Biblijnym by sprawdzić jak się rzeczy mają.

Nie marnuj czasu i spotkaj się, by porozmawiać o swojej relacji z żywym Panem Jezusem Chrystusem.

Zapraszamy do rozmowy na naszym Czacie - prawy dolny róg strony

Wesprzyj naszą służbę, jeśli chcesz przyłączyć się do głoszenia ewangelii i propagowania chrześcijańskiego stylu życia.


Serwis internetowy www.ewangelia.pl wykorzystuje pliki cookies, które umożliwiają i ułatwiają Ci korzystanie z jego zasobów. Korzystając z serwisu wyrażasz jednocześnie zgodę na wykorzystanie plików cookies.