Pozory szczęścia.

Czujniej niż wszystkiego innego
strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!

Przysłów 4;23

Na świat przyszedłem w Poznaniu właśnie 1992 roku – 7 lutego podpisano traktat z Maastricht powołujący do życia Unię Europejską. 6 marca po raz pierwszy uaktywnił się wirus komputerowy Michelangelo. 17 czerwca w Warszawie na rogu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej otwarto pierwszy w Polsce bar McDonalds. Urodziłem się i wychowałem w rodzinie dla której chodzenie do kościoła było ważną tradycją. Po latach stwierdzam, że to wszystko, czym było. Na początku nie miałem z tym problemu. Jednak już po skończeniu podstawówki zacząłem stawiać opór. Rodzice z nami nie dyskutowali. Nie pójście do kościoła oznaczało karę – brak telewizji, wideo i komputera. Kara zawsze trwała do następnej niedzieli. Gdy znowu nie poszliśmy, znów była kara. To nie pomogło mi zbliżyć się do Boga. Słyszałem o dobrym i kochającym Stwórcy, ale w domu widziałem coś odwrotnego. Czas szykowania się do kościoła był dla mnie najgorszy z całego tygodnia. Zwykle kończyło się płaczem. Nie mam pretensji do moich rodziców. Wierzę, że robili co mogli i że ich priorytetem było nasze szczęście.

Gdy udało mi się przeforsować rodzicielski zakaz świat stanął przede mną otworem. Ale wpadłem z deszczu pod rynnę. Ani się obejrzałem, a byłem uzależniony od komputera i internetu. Potrafiłem siedzieć przy nim nawet kilkanaście godzin dziennie. Uciekałem do świata iluzji, który dostarczał mi substytutu radości i stworzył pozory szczęścia. Po niedługim czasie z rozczarowaniem stwierdziłem, że to wszystko nie dostarcza mi takiej frajdy jak kiedyś. Nie pomogły imprezy i alkohol. Wszelkie próby reanimacji zakończyły się fiaskiem. Nie nadążałem za moim ciałem. Stało się żarłoczną pijawką, wołającą coraz głośniej “daj, daj!”.

Wtedy tego nie rozumiałem i kontynuowałem moje poszukiwania. Zainteresowałem się wschodnią duchowością. Głównie medytacją. Skręciłem w stronę New Age. Po chwili praktykowałem okultyzm. Nieświadomie powierzyłem swoje ciało i umysł demonom. Było coraz gorzej. Chciałem ujarzmić te moce, odkryć mój „prawdziwy potencjał”. Uwierzyłem w kłamstwo mówiąc, że to ja jestem bogiem. Być może diabeł uznał, że nie będę mu już do niczego więcej potrzebny, bo swoje zadanie odciągnięcia mnie od Boga wykonał wzorcowo – i postanowił się mnie pozbyć. Podczas jednej z moich medytacji coś się wydarzyło. Najpierw wystąpiły u mnie drgawki. Następnie doświadczyłem paraliżu własnego ciała. Byłem pogrążony w głębokim transie. Zafascynowało mnie to. Tajemne moce wydawały się być na wyciągnięcie ręki. Nagle straciłem kontrolę nad moim ciałem. Niespodziewanie zacząłem się dusić. Z ludzkiego punktu widzenia to nie mogło trwać długo. Ale ja miałem uczucie jakby czas zatrzymał się w miejscu. Zobaczyłem siebie, lecz nie jako boga, a jako wielkiego grzesznika! Byłem niczym pyłek na szacie Wszechmogącego. Przyszła do mnie świadomość – nie wiem skąd – że ciąży na mnie wyrok piekła. Właściwie to odczuwałem jakby ów wyrok został już wydany. Oczami – chyba mojej wyobraźni – ujrzałem demonicznych przedstawicieli, którzy z niekrytą radością wypowiedzieli do mnie słowa: – Idziesz z nami! Straciłeś wszystko. Przegrałeś! Nie umiem opisać tego, co wtedy czułem. Gorączkowo zacząłem szukać ratunku. W myślach przeszukiwałem imiona bóstw na które mógłbym się powołać, uchwycić się ich. Na próżno. Było jeszcze jedno imię: Jezus Chrystus. Zawołałem: – Jezu, jeżeli jesteś, jeżeli w ogóle istniejesz, jeżeli mnie kochasz i zależy Ci na mnie – zrób coś teraz, natychmiast! Ocal mnie, bo ginę! W tym wołaniu nie było pokory. Ale była szczerość. I zadziałało. Gdy tylko skończyłem „moją modlitwę” wszystko odeszło. Obudziłem się jakby ze strasznego snu. Leżałem na łóżku w swoim pokoju, ale wiedziałem, że to nie był sen. Coś się we mnie wydarzyło. Wierzę, że Bóg uratował mi życie. Od tamtego momentu zaczęło mnie ciągnąć do Jezusa.

Bóg, który przekonał mnie o grzechu,
wzbudził we mnie pragnienie całkowitego zaufania Mu.

Odkryłem, czym naprawdę jest kościół. Gdy pierwszy raz przyszedłem do mojej wspólnoty miałem na sobie czarną koszulkę z trzema laleczkami Voodoo. Koszulka była cała podziurawiona. Wyglądałem jak satanista-narkoman. Przywitano mnie z taką miłością i życzliwością, że osłupiałem. Nie mogłem tego zrozumieć. Z początku sądziłem, że ludzie z mojego kościoła biorą jakiś „mocniejszy towar” i nawet się z nich naśmiewałem. Dalej sprawy potoczyły się szybko. Bóg, który przekonał mnie o grzechu, wzbudził we mnie pragnienie całkowitego zaufania Mu. Powierzyłem swoje życie Jezusowi. Ten „mocniejszy towar” okazał się czymś innym niż sądziłem. To była Boża miłość. Sam zacząłem brać. Później zostałem dilerem. A jeśli chodzi o mój wstręt do kościoła – dzisiaj musiano by mnie związać, żebym w niedzielę nie poszedł na nabożeństwo. A mam poważne wątpliwości, czy to by wystarczyło.
Chwała Bogu za to, że wyrwał mnie z mocy ciemności. Za to, że postawił moje stopy na skale. Za to, że przeniósł mnie do swojego Królestwa. Za to, że przebaczył mi moje grzechy i obdarzył wiecznością. Za to, że z życia, które było beznadziejne, bezcelowe i biegnące ścieżką, na zatracanie On uczynił życie, które ma sens i cel. Za to, że dał mi nadzieję i pokój, które przewyższają ludzkie zrozumienie. Za to, że biegnę w ramiona kochającego Ojca!

…osiem lat później

Kiedy coś osiągnę wrzucam o tym informację na Facebooka, bo chcę, żeby ludzie się o tym dowiedzieli. Z Bogiem jest podobnie. Jeśli On coś zrobi w moim życiu powinienem o tym powiedzieć innym. W przeciwnym razie Bóg nie otrzymuje należnej Jemu chwały. Psalm 105 mówi: „Wysławiajcie Pana, wzywajcie imienia jego, Głoście narodom czyny jego! Śpiewajcie mu, grajcie mu, Opowiadajcie o wszystkich cudach jego! Chlubcie się imieniem jego świętym, Niech raduje się serce szukających Pana!”

Moja historia ma swój dalszy ciąg. Jedną z rzeczy z którymi się zmagałem, zanim zostałem chrześcijaninem, była pornografia. Po moim nawróceniu Bóg dał mi łaskę, aby żyć w wolności przez pewien czas. Ale mniej więcej półtora roku później znów wpadłem w sidła własnych pożądliwości.

W jednej sekundzie zostałem uwolniony.
…Do dzisiaj nie spojrzałem na pornografię.

W przeciwieństwie do mnie Bóg okazał się wierny. Każdego dnia darzył mnie łaską i błogosławił mój duchowy wzrost. Niestety ja wiodłem podwójne życie. Nie byłem całkowicie wolny. Jezus Chrystus nie był w pełni moim królem. W niedzielne poranki, podczas wspólnych spotkań w kościele, wznosiłem swoje ręce, ale wieczorami dawałem się pokonać diabłu i szedłem na samo dno. To trwało przez długie lata. Z początku nie widziałem w tym nic złego. Umiałem sobie wszystko wyjaśnić. Mówiłem np.: „Bóg widzi moje serce”. Albo: „Zmagam się, jednak Bóg w swej miłości wykonuje swoją pracę we mnie”. Lub: „Gdyby Bóg chciał, to by mnie uwolnił.” Dość wymówek. Po pewnym czasie Duch Święty wyraźnie dał mi do zrozumienia, że pornografia to grzech, który Go zasmuca i musi czym prędzej zniknąć z mojego życia. Użył do tego pieśni: „Ciągle niezdecydowany Jezusowi oddać się. Świata wiążą cię kajdany, Ciągle grzech twe barki gnie. Kiedyż Zbawcy oddasz się? Z grzechu Pan odkupił cię. Wolnym będziesz, tylko wierz, Swe zbawienie wiarą bierz. Ty połowę serca swego Jezusowi oddać chcesz, A połową życia twego Temu światu służyć chcesz. Całe serce Jezus żąda, Całe twoje życie chce — W marny świat już nie spoglądaj, W zgubę zaprowadzi cię!” (Pieśni Pielgrzyma nr 702). Trudno było o lepsze podsumowanie mojego duchowego stanu. Odczułem bojaźń Bożą. Coś we mnie drgnęło. Złożyłem przed Nim deklarację, że od teraz będę na serio walczyć z moimi cielesnymi żądzami. Wypowiedziałem wojnę pornografii. Walczyłem i… niemalże od razu poległem. Bo chociaż szukałem pomocy u Boga, to w głębi serca więcej nadziei pokładałem we własnych działaniach. Byłem przekonany, że to ja muszę coś z tym zrobić. A trzeba przyznać, że pomysłów mi nie brakowało. Blokowałem strony internetowe. Starałem się mieć dużo zajęć. Zacząłem jeździć na rowerze. Unikałem bycia samemu. Podczas korzystania z komputera otwierałem drzwi i odsłaniałem okna. Będąc na studiach biblijnych, napisałem nawet pracę o pornografii wśród wierzących. Myślę, że te działania nie były złe. Ale nie były też wystarczające. Wciąż przegrywałem. Grzech zawsze mnie znajdował. I tak mijały kolejne lata. Ale ja się nie poddawałem. W końcu nastąpił przełom. Pismo Święte mówi, że bój, który toczymy nie jest bojem fizycznym, lecz duchowym. A skoro duchowym, to należy walczyć duchowymi środkami. Dlatego mi się nie udawało. Walczyłem w niewłaściwy sposób! W Starym Testamencie Bóg przez proroka Jeremiasza zwraca się do swego ludu: „Bo tak mówi Pan: Gdy upłynie dla Babilonu siedemdziesiąt lat, nawiedzę was i spełnię na was swoją obietnicę, że sprowadzę was z powrotem na to miejsce.​ Albowiem Ja wiem, jakie myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was.​ A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem,​ objawię się wam – mówi Pan – odmienię wasz los i zgromadzę was ze wszystkich narodów i ze wszystkich miejsc, do których was rozproszyłem – mówi Pan – i sprowadzę was z powrotem do miejsca, skąd skazałem was na wygnanie”. Bóg przemówił też do mnie. Skonfrontował moje życie ze swoim Słowem. Werdykt mógł być tylko jeden – nie szukałem Pana całym sercem. Fundamenty mojego chrześcijaństwa zachwiały się. Z początku czułem się załamany. Ale Bóg wiedział, co robi. Zacząłem wołać jak nigdy dotąd. Moje modlitwy zmieniły się. Mój obraz Boga zmienił się. Realność wydarzeń z Golgoty dotarła do mnie. Uświadomiłem sobie, że Pan Jezus na krzyżu podarował mi wolność. On wziął mój grzech na siebie. A ja w Nim stałem się sprawiedliwy. Otrzymałem objawienie. To było niesamowite. Natychmiast jakby łuski spadły z moich oczu. Zrozumiałem. Pomodliłem się: – Jezu, przyjmuję Twoją wolność. Dziękuję Ci. Amen. W jednej sekundzie zostałem uwolniony. Wiedziałem to. Czułem całym sobą. Byłem pewny. Do dzisiaj nie spojrzałem na pornografię.

Moja wolność nie oznacza, że stałem się odporny na grzech. Ale mam wybór. I wybieram, że chcę pilnować moich oczu. To nie jest trudne, gdy ma się tak potężnego Boga! Gdy jeszcze upadałem pod ciężarem własnych grzechów, postanowiłem przed Bogiem, że nigdy nie wejdę w żaden związek, chyba że On by mnie uwolnił. I chociaż nie chciałem być sam, to nie chciałem też zniszczyć życia mojej potencjalnej przyszłej żonie. Po prostu nie mógłbym jej tego zrobić. Pan jest dobry. Jestem mężem od prawie osiemnastu miesięcy. Moja Ukochana jest dla mnie cudownym darem. Jeśli zmagasz się dzisiaj z pornografią, chcę Ci to napisać: możesz być wolny. Bóg też tego pragnie, dlatego możesz być pewien, że będzie Cię wspierał. On na krzyżu zapłacił za Twoją i moją wolność. Przyjmij to z wiarą. “Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie. I nie tylko to – ale i chlubić się możemy w Bogu przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie” Rz 5:10-11.

Piotr Dudziński
---------

Zamów nieodpłatny egzemplarz Ewangelii Jana.

Bóg szuka Ciebie – chcesz go odnaleźć?

Zachęcamy do udziału w Studium Biblijnym by sprawdzić jak się rzeczy mają.

Nie marnuj czasu i spotkaj się, by porozmawiać o swojej relacji z żywym Panem Jezusem Chrystusem.

Zapraszamy do rozmowy na naszym Czacie - prawy dolny róg strony

Wesprzyj naszą służbę, jeśli chcesz przyłączyć się do głoszenia ewangelii i propagowania chrześcijańskiego stylu życia.


Serwis internetowy www.ewangelia.pl wykorzystuje pliki cookies, które umożliwiają i ułatwiają Ci korzystanie z jego zasobów. Korzystając z serwisu wyrażasz jednocześnie zgodę na wykorzystanie plików cookies.